Niedziela, godzina 13:10, Kraków Główny. Wysiadam z pociągu i pierwszy wdech powietrza mówi mi, że jestem w Krakowie. I nie, nie chodzi o smog, bo w ten weekend wskaźniki zanieczyszczeń są zielone niemalże w całej Polsce. Po prostu tak pachnie Kraków - piękne miasto połączone z masą wspomnień. Kraków nie jest Warszawą, jest małopolski (także w dosłownym - ale pozytywnym - tego słowa znaczeniu) i galicyjski. Widać gołym okiem, że nie pompuje się w niego tylu pieniędzy, co w stolicę. A szkoda, bo poza Rynkiem i przyległymi do niego ulicami jest jeszcze wiele zabytkowych kamienic, które potrzebują remontu. Niektóre miejsca są szare, jakby pokryte lepką warstwą kurzu - podobne wrażenie odnoszę, spacerując po Gdańsku (poza starym miastem) albo warszawskiej Ochocie. Urbaniści lubią patrzeć na miasta jak na żywe organizmy. W przypadku Krakowa w pełni ich rozumiem. Kiedy obserwuję z boku tutejszą codzienność, zwykłe funkcjonowanie ludzi na tle charakterystycznych widoków z poczt